Hieronim Dekutowski „Zapora”

Witam,
Dzisiaj poruszę temat niezwykle odważnego żołnierza Polskich Sił Zbrojnych: Hieronima Dekutowskiego pseudonim „Zapora”.

Poważna mimika twarzy, wzrok wpatrzony w obiektyw: taki obraz przedstawia nam jedno ze zdjęć zrobionych Hieronimowi w jego wczesnej młodości. Po wstąpieniu do wojska po niedługim czasie zyskał opinię odpowiedzialnego, wybitnego dowódcy. Jak wspominał przełożony Dekutowskiego- Ireneusz Haczewski- "Zapora'' umiał świetnie obsługiwać się bronią ręczną oraz maszynową. Zdyscyplinowany, wymagał tego samego od swoich podwładnych czego bez sprzeciwu poddawali się. Milczący, nie wydał żadnego kolegi. Katowany niemiłosiernie, znosił to w zupełnej ciszy oraz godności która nie opuściła go aż do śmierci. 

Hieronim urodził się 24 września, 1918 roku we wsi Dzików. Należał do rodziny liczącej jedenaście osób. Ojciec rodzeństwa, Jan Henryk Dekutowski, dbał o należytą dyscyplinę w domu, ciągłą, patriotyczną atmosferę oraz pamięć o tradycji Legionów Polskich jak też wojnie polsko-bolszewickiej w której brał udział najstarszy brat: Józef. W okresie dorastania należał do różnych organizacji harcerskich- drużyny imienia generała Jana Henryka Dąbrowskiego oraz wodnej drużyny imienia generała Mariusza Zaruskiego. W maju 1938 po nieudanej próbie zdania egzaminu maturalnego, pracował jako krześlarz. W następnym roku udało mu się zdać maturę i postanowił podjąć się studiowania we Lwowie, na co jednak nie pozwoliła nagła agresja III Rzeszy wobec Polski. Zmuszony przez zaborców wraz z siostrą ewakuował się z Warszawy. Jego dalsze losy nie są do końca znane, aczkolwiek zakłada się że Hieronim wstąpił do wojska i pomagał  w obronie obleganego miasta. W listopadzie 1939 roku, we Francji zgłosił się do odtwarzania Armii Polskiej. Walczył w kampanii francuskiej, w szeregach 2 Dywizji Strzelców Pieszych. Po trzech latach szlifowania swoich umiejętności wojskowych został zaprzysiężony jako cichociemny jednocześnie otrzymując awans do rangi kaprala podchorążego. Jedną z operacji w których brał udział był zrzut do okupowanej Polski na terenach Wyszkowa o kryptonimie "Neon 1". Wszystko to działo się w nocy z dnia 16 na 17 września 1943 roku. Oprócz działalności wojskowej pomagał Żydom- ukrywał ich w partyzanckich kryjówkach, bronił oraz nie dopuszczał aby stała się im jakakolwiek krzywda. Dzięki złączeniu sześciu samodzielnych jednostek Armii Krajowej, stworzył najliczniejszy na terenie Lubelszczyzny oddział partyzancki. Organizował dużo akcji mających na celu rozbroić Niemców, oraz zmniejszyć ich liczebność. W 1944 po akcji ,,Burza", Dekutowski rozwiązał swoją kompanię, ukrywając się wraz z podkomendnymi na terenach Puławskich, Lubelskich oraz Tarnobrzeskich. W sierpniu tego samego roku postanowił jeszcze raz zwołać swoją kompanię i ruszyć na pomoc okupowanej wtedy Warszawie. Jednak po nieudanej próbie przejścia przez Wisłę, rozwiązał go ponownie. Nie poddał się jednak tak łatwo i następnego roku ponownie planował odnowić działalność swojego oddziału. Głównym powodem było zamordowanie jego czterech podkomendnych na posterunku Milicji Obywatelskiej przez Abrama Taubera, wcześniej uratowanego przez niego Żyda. W odwecie z 5 na 6 lutego zrównał z ziemią owy posterunek. Następnego dnia ubecy otoczyli wieś w której znajdował się oddział "Zapory". Postrzelili Hieronima, lecz ten zdołał przedrzeć się wraz z 40 podkomendnymi przez obławę. W ramach zemsty Urząd Bezpieczeństwa podpaliło dom, w którym znajdowała się żona jego podkomendnego: Stanisława Wnuka ps. ,,Opal". Dekutowski zrezygnował z założenia rodziny na rzecz konspiracji. Wiosną tego samego roku dowodził licznymi akcjami. Na przełomie kwietnia i czerwca jego oddział liczył 300 żołnierzy. Dzięki dużej liczebności swoich podkomendnych wykonał kilka brawurowych rajdów, m.in:

7 kwietnia: wykonał akcję ekspropriacyjną na bank w Lublinie, zabierając milion złotych.
W maju zdobył broń, amunicję oraz mundury.

Po nieudanych próbach ucieczki z kraju po złożeniu broni (z rozkazu dowództwa) na przełomie 1945- 1946 roku przeprowadził wiele akcji dywersyjnych w województwie lubelskim, rzeszowskim oraz kieleckim w których zginęło ok. 400 żołnierzy KBW. Po wyborach w styczniu następnego roku, po ogłoszeniu przez sejm amnestii ujawnił trzy oddziały. W lutym oficjalnie ujawnił się oraz zaprzestał prowadzenia akcji zbrojnych, po czym zagrożony aresztowaniem podjął z kilkoma podkomendnymi kolejną próbę przedostania się na Zachód zakończoną niepowodzeniem. Wcześniej, 12 września, wydał ostatni rozkaz, w którym przekazał dowództwo Zdzisławowi Brońskiemu ps. ,,Uskok''. W prywatnym liście do niego napisał:

Ja dziś wyjeżdżam na angielską stronę – jestem umówiony z chłopakami co do kontaktów, jak będę po tamtej stronie. Stary – najważniejsze nie daj się nikomu wykiwać i bujać, jak tam wyjadę, załatwię nasze sprawy pierwszorzędnie – kontakt będziemy mieć i tak. Czołem, Hieronim.

Aczkolwiek tak się nie stało i ludzie ,,Zapory" wraz z nim zostali aresztowani przez katowickie UB. Hieronim wpadł cztery dni po próbie ucieczki z Polski. Przez rok prowadzono na nim okrutne śledztwo, ten jednak nikogo nie wydał i nic nie powiedział na temat oddziałów partyzanckich. Na rozprawie kiedy wymierzono mu wyrok śmierci nie prosił o złagodzenie kary, lecz pozostawił decyzję w rękach sądu. 15 listopada skład orzekający który był pod dowództwem tego samego człowieka który wcześniej skazał na śmierć Witolda Pileckiego: Józefa Badeckiego, skazał go na 7-krotną karę śmierci. Wtrącono go do celi wraz ze swoimi żołnierzami odrzucając jakiekolwiek prośby o uniewinnienie skierowane przez jego matkę do ówczesnego prezydenta. W celi znajdowało się 100 osób- wszyscy zgodnie postanowili podjąć próbę ucieczki. Kiedy do zrealizowania planu brakowało jeszcze kilkunastu dni, jeden z więźniów wystraszył się i wydał wszystkich mając nadzieję na złagodzenie kary. Jeszcze tego samego dnia zbrodniarze wyprowadzili dwóch mężczyzn z celi: Hieronima oraz Władysława. Dzielny dowódca chcąc dodać otuchy roztrzęsionym Polakom w celi, którzy widzieli jak właśnie gaśnie ostatni promień nadziei, krzyczał:

My się nie poddamy!

Ubecy wrzucili nagich i skutych w kajdany bohaterów do karceru. Było to małe pomieszczenie, mieszczące się na powierzchni ziemi z małym okienkiem przez które wlatywało lodowate powietrze. Sadyści mieli zasadę wlewania tam lodowatej wody, która przy zimnym powietrzu natychmiastowo zamarzała, sprawiając ogromne cierpienie przebywającym tam żołnierzom. Dalsze losy nie są do końca znane: według niektórych został zabity strzałem w potylicę, a według innych zadźgany w worku przyczepionym do sufitu.

W chwili śmierci, mając 30 lat wyglądał jak starzec- siwe włosy, wybite zęby, połamane ręce, nos, żebra oraz powyrywane paznokcie. Był do końca wierny swojej Ojczyźnie... jego ostatnie słowa brzmiały: 

Przyjdzie zwycięstwo! Jeszcze Polska nie zginęła!






~Artykuł przygotowała Olga Machała

Komentarze

Popularne posty z tego bloga

Jan Roman Bytnar „Rudy”

Maciej Aleksy Dawidowski „Alek”

Helena Wardal „Ramzesowa”