Bitwa w Miodusach Pokrzywnych
Starcie w Miodusach Pokrzywnych na Podlasiu było jednym z największych
zwycięstw oddziałów podziemia antykomunistycznego nad siłami NKWD i UB w
powojennej Polsce.
18 sierpnia 1945 roku, przed południem trzy szwadrony 5. Brygady
Wileńskiej AK, dowodzone pod nieobecność Zygmunta Szendzielarza
"Łupaszki" przez por. Zygmunta Błażejewicza ''Zygmunta'' i
Władysława Łukasiuka ''Młota'', wkroczyły w zwartej kolumnie do Jabłonny
Lackiej, w której właśnie odbywał się odpust. Partyzantom, którzy postanowili
uczcić rocznicę „Cudu nad Wisłą”, mieszkańcy zorganizowali wyjątkowo serdeczne
przyjęcie.
Po ceremonii, w trakcie obiadu, do porucznika przybyli ludzie z
siatki terenowej AK-AKO, którzy błagając o pomoc oznajmili, że na
nadbużańskich, południowych terenach powiatu bielskiego pojawił się sowiecki
oddział karny, dowodzony przez znanego z okrucieństwa majora NKWD- Wasilija
Gribko, złożony z 4. kompanii strzeleckiej WW NKWD, plutonu DP LWP i grupy
ubeków z Bielska Podlaskiego. Zbrodniarze prowadzeni przez dwóch informatorów,
dokonywali bezlitosnych represji na wskazanych członkach antykomunistycznego
podziemia.
Zygmunt Błażejewicz, nieświadomy faktu, że na ''bandę Łupaszki''
czatuje kilka silnych jednostek NKWD, KBW i LWP, obiecał pomoc uciskanym.
Nocą z 15 na 16 sierpnia 1. szwadron wraz z oddziałem ''Młota''
(ok. 100 żołnierzy) przeprawił się przez rzekę Bug, co nie uszło oczywiście
uwadze komunistycznej agenturze. Powiadomione przez nią dowództwo NKWD w
Bielsku Podlaskim natychmiast wysłało naprzeciw partyzantom dwa bataliony
strzeleckie WW NKWD, jedną kompanię LWP oraz dywizyjną szkołę 62. DS NKWD w
liczbie 142 żołnierzy.
W tym samym czasie oddziały ''Zygmunta'' i ''Młota'' przesunęły
się na północny zachód i w nocy z 17 na 18 sierpnia 1945 r. stanęły na
kwaterach we wsi Miodusy Pokrzywne.
Około godz. 14.00 zauważono zbliżającego się przeciwnika.Wszczęto
alarm, a Błażejewicz wraz partyzantami 1. szwadronu wyruszył do części wsi, gdzie
stacjonowali ludzie Władysława.
Gdy byli jeszcze w drodze zaczęła się gwałtowna ulewa. Po chwili
od strony stanowisk ppor. ''Młota'', gdzie na ubezpieczeniu stała również
drużyna Władysława Poryckiego ''Wilka I'', padły pierwsze strzały, a zaraz potem
rozpętała się gwałtowna wymiana ognia. Okazało się, że znaczna część sowieckich
oddziałów szukała schronienia przed deszczem w stodole na skraju wsi, gdzie
natknęła się na żołnierzy ''Młota''.
Około 25 członków grupy operacyjnej zdążyło zająć stanowiska w
przydrożnym rowie, reszta przyjęła obronę w stodole i jej otoczeniu. Dalszy
przebieg boju tak opisywał por. „Zygmunt”:
„Wybiegliśmy w ośmiu z naszej kwatery, dążąc do tej stodoły. Nie
mieliśmy pojęcia, że jest napchana wojskiem. W prawo od stodoły stały chlewy,
za którymi odbywała się niewidoczna dla nas walka, którą dowodził ''Wiktor''. Z
rowu i poprzez dziury w stodole walił do nas nieprzyjaciel. Koło nas znalazł
się ppor. ''Młot'' […]. Ze stodoły, o kilkadziesiąt kroków od nas, wyskoczyło
kilku żołnierzy – zginęli natychmiast. Zza rogu wychylił się bokiem jeden,
rzucając granat, który wybuchł nie czyniąc nam szkody. Gdy chciał rzucić drugi,
posłałem seryjkę z PPS. Granat wybuchł na miejscu, przy rzucającym. Ryknąłem –
''Konar'', rakietę w stodołę! Natychmiast stanęła w płomieniach. W środku
ginęli ludzie. Przez wrota wypadł ppor. Piwowarski (słynny z ''badań'' w
więzieniu). Mundur palił się na nim i dymił. Nie bardzo przytomny, gasił
rękoma. Posłałem serię. Upadł bez ruchu [...]. Stodoła nie była już groźna. Po
chwili z rowu zaczęły do nas bić dwa „Dziekciary” (erkaemy Diegtariewa) […]”.
W tym momencie sytuacja stała się bardzo niebezpieczna i
niekorzystna dla partyzantów, którzy próbując unieszkodliwić erkaemy stracili
czterech ludzi. Dopiero po kilku minutach seriami z broni maszynowej
„uspokoili” jeden z zabójczych erkaemów. Załoga drugiego próbując się wycofać
natknęła się na kolejne serie ze strony grupy partyzantów. Jak relacjonował
Błażejewicz, walka powoli zaczynała dobiegać końca.
„[…] Koło palącej się chaty, po tej stronie drogi, ciężko ranny
''Harłapan'' [plut. Ryszard Łubrzyc] z okrzykiem – ,,Nie dajcie się chłopcy!''
dostrzelił się z pistoletu. Zaciągnąłem drużynę i omijając palące się
zabudowania zająłem stanowisko w rowach koło ''Żwirki” i ''Puchacza''.
Gospodarze dzielnie walczyli z ogniem, lokalizując pożar – około jedna trzecia
wsi spłonęła. Nieprzyjaciel – piętnastu, po wystrzelaniu amunicji, podnosił
ręce do góry. Rzucali broń i wyszli z rowu na naszą stronę drogi. ''Żwirko'' z
''Puchaczem'' podeszli do plutonowego o bolszewickiej mordzie. Ktoś krzyknął –
uwaga na granat! Plutonowy rzucił ogromny granat pomiędzy nich. Przywarliśmy
wszyscy do ziemi. Granat wybuchł nie czyniąc nikomu szkody. Bolszewik zmarł
natychmiast. Podbiegł do nas młody kapral. „Ja wasz, ja z wami!” – Przejęty
śmiercią najlepszych żołnierzy, którzy jeszcze leżeli koło nas, nie domyśliłem
się, że to zdrajca Fijałkowski. I tak wszyscy zginęli – piętnastu. Razem 61
nieprzyjaciół. Uratował się tylko konny goniec majora Gribko […]”.
Po dwóch godzinach walka, mająca bardzo zaciekły charakter,
została zakończona. Sowiecka grupa operacyjna uległa całkowitemu zniszczeniu,
która dopiero po wystrzeleniu amunicji i wyrzuceniu wszystkich granatów poddała
się. Sam major Gribko bronił się do końca: martwy, w zaciśniętej ręce trzymał
Waltera z pustym magazynkiem.
Straty grupy operacyjnej oceniane są odmiennie w różnych źródłach,
jednakże biorący czynny udział w walce, ''Zygmunt'', podaje że liczba zabitych
Sowietów wynosi 61.
Komentarze
Prześlij komentarz