Rozbicie więzienia w Radomiu
Rozbicie więzienia w Radomiu: zdarzenie, które zapiera dech
w piersiach. Pomimo tego w internecie z trudem można znaleźć bardziej
szczegółowe dane z przebiegu akcji. Dlatego właśnie postaramy się z przeróżnych
źródeł jak najszczegółowiej opisać całe to wydarzenie!
Akcja została zaplanowana przez Zygmunta Żywockiego, który
podczas spotkania ze Stefanem Bembińskim wyraźnie określił cel: uwolnić
więźniów w taki sposób by oszczędzać życie nie tylko własnych żołnierzy ale i
przeciwnika. Nie atakować siedzib milicji, ubowców, enkawudzistów i wojska.
9 września 1945 roku, oddziały poakowskie pod dowództwem
Stefana Bembińskiego „Harnasia” na pół godziny opanowały Radom.
Około godziny 20:00 grupa szturmowa wjechała czterema
wojskowymi samochodami (zdobytymi kilka tygodni wcześniej podczas akcji
rozbicia więzienia w Kozienicach) do centrum Radomia. Gdy dotarli pod budynek
Urzędu Bezpieczeństwa, grupy ubezpieczające obstawiły komisariat Milicji
Obywatelskiej oraz pilnowały skrzyżowań ulic i głównych dróg dojazdowych do
miasta. W tym czasie grupa uderzeniowa podeszła pod wejście więzienia, po czym
jeden z żołnierzy: Andrzej Szymański, przylepił do stalowych drzwi materiał
wybuchowy. Nastąpiła eksplozja, która umożliwiła wejście Polaków do środka.
Biegnąc przez podwórze, przedostali się do więziennych korytarzy, gdzie w
jednym z pomieszczeń siedzieli strażnicy, którzy od razu oddali im klucze do
cel. Jeden nawet pomagał żołnierzom w ich otwieraniu.
Henryk Skurkiewicz „Olszak” (jeden z dwóch uwięzionych
żołnierzy „Harnasia”) nie czekając na pomoc z zewnątrz wyważył ławą wraz ze
swoimi siedmioma wspólnikami stalowe drzwi- zresztą tak jak część innych
więźniów.
Stefan Bembiński, mocno związany z Henrykiem kiedy odkrył,
że nie ma go w celi numer 1 (nie wiedząc że został on kilka dni wcześniej
przeniesiony do celi numer 23, na drugim piętrze) załamał się i był przekonany
że ten nie żyje. Wtedy „Olszak” zbiegł po schodach. Ich przywitanie było
niezwykle radosne i serdeczne: tak jak niektórzy podkomendni Harnasia później
relacjonowali, po raz pierwszy widzieli swojego dowódcę płaczącego. Nie było
jednak czasu na długie serdeczności: przed żołnierzami stanęło teraz duże
wyzwanie: wyprowadzenie ludzi z murów katowni. Tak relacjonował to Stefan:
„Ustawienie w czwórki oswobodzonych, zaprowadzenie
jakiegokolwiek porządku trwało długo. Z okien nad nami oklaskami i okrzykami
dziękowali nam radomianie. Z więzienia wybiegł pchor. Wacław Biernacki „Zawój”,
meldując, że akcja zakończona. Poleciłem trębaczowi dać sygnał o zakończeniu
akcji. Wystrzelono pociski z rakietnicy. Bardzo wzruszony ruszyłem, prowadząc
kolumnę przez plac Jagielloński na ukos do ul. Struga.”
Akcja ta nabiera na niesamowitej sile, gdy przytoczymy
liczby wroga a naszych rodaków.
Siły obu stron konfliktu:
Polacy: 150 żołnierzy
Komuniści: 3000 ludzi
Straty polskich żołnierzy wynosiły 3 osoby.
Komentarze
Prześlij komentarz