Rozbicie więzienia w Lidzie

Rozbicie więzienia w Lidzie: spektakularny sukces oddziału Armii Krajowej liczącego 11 osób, patrząc na liczbę niemieckich policjantów oraz żołnierzy przebywających wówczas w mieście: 10 tysięcy.

Jesienią 1943 roku Niemcy aresztowali 70 członków podziemia na terenie Lidy. Dowództwo AK Nowogródek postanowiło nie być obojętne na straty w swoich szeregach, zatem rozpoczęło planowanie ich uwolnienia: na początku starano się wykupić uwięzionych, jednak zakończyło się to niepowodzeniem. Dlatego właśnie zdecydowano się na akcję dywersyjną. Pomimo tego, że pierwsze próby podjęto jeszcze tego samego roku, nic z tego nie wyszło: wyznaczony oddział był dwukrotnie odwoływany, ponieważ dowództwo doszło do wniosku, że w mieście z tak dużym garnizonem, akcja musi zostać przeprowadzona podstępem. Zachowały się słowa szefa sztabu, cichociemnego, Stanisława Sędziaka, który tak opisywał zaistniałą sytuację:

Potrzeba było do niej 10 ludzi w mundurach niemieckiej żandarmerii. Reszta była już przygotowana. Klucze od cel i bramy więziennej były u nas wkrótce po przywiezieniu aresztowanych do więzienia. Tok służby w więzieniu, sposób alarmowania SD i w ogóle całe rozpoznanie zostało dokładnie przeprowadzone. Była to zasługa pracującego w więzieniu policjanta „Róży” – Stanisława Królika, który stale nam meldował o tym, co się dzieje z uwięzionymi.

Termin kolejnej, trzeciej próby wyznaczono na noc z 17 na 18 stycznia 1944 roku. Dowódcą został Zenon Batorowicz „Zdzisław” oraz Alfred Fryesa „Bez”. Niemcy przeczuwając jednak podstęp, zamienili polskich strażników na Ukraińców i Białorusinów. Na szczęście partyzantom udało się pozyskać do współpracy jednego Białorusina, który prosił o to, by w zamian organizacja zapewniła bezpieczeństwo jego rodzinie. Wstępny plan zakładał, że wieczorem do więzienia zostanie dostarczona łapówka w formie piwa oraz wódki z środkiem nasennym. Polacy liczyli, że strażnicy szybko "uporają" się z prezentem i zasną, co skutkowałoby bezpiecznym wtargnięciem na teren więzienia. Planowali również zlikwidować Surokina: zastępcę niemieckiego komendanta, znanego ze szczególnego sadyzmu wobec więźniów (obdzierania ze skóry itp.). Nie wszystko poszło jednak z planem: wprawdzie Białorusin wpuścił żołnierzy na teren więzienia, jednak po działaniu środka nasennego nie było widać śladu. Wszyscy strażnicy były trzeźwi. Pomimo tego Polakom udało się wszystkich sterroryzować po czym rozbroić. Akcja przebiegła cicho i gładko: uwolniono 70 żołnierzy. Cel z kryminalistami nie otwierano.
Uderzenie było prawdziwym szokiem dla Niemców. Jeden z mieszkańców Lidy; Kazimierz Czaplo zanotował:

„Niemcy oszaleli z wściekłości i wstydu. Więzienie znajdowało się w środku miasta. (…) i wśród mrowia wojska otworzono więzienie i bez wystrzału wyprowadzono ogromną grupę więźniów przy proporcji sił 11 do 10 tysięcy! Polacy chodzili dumni, stłamszony duch społeczeństwa polskiego ożył. Uwierzyli, że jednak można [walczyć], nawet porywając się z motyką na słońce.


Komentarze

Popularne posty z tego bloga

Jan Roman Bytnar „Rudy”

Maciej Aleksy Dawidowski „Alek”

Helena Wardal „Ramzesowa”